Strona Piotra Szymanika |
|
|
Rega 2003 - koniec sezonu
Przyszedł wrzesień i jak zwykle pojawiło się pytanie: Jedziemy na zakończenie sezonu? Główkowaliśmy tydzień czy aby woda nie za mała, czy są ryby? Postanowiliśmy jednak jechać na dwa dni w sobotę i niedzielę. Do naszej wyprawy dołączył się także kolega Artur, który na otwarciu złowił trotkę w trzecim rzycie. Gdy już zajechaliśmy nad wodę wczesnym sobotnim rankiem przeżyliśmy mały szok. Tak czystej wody w Redze jeszcze nie widzieliśmy! Przy dobrym nasłonecznieniu dno widać na 3,5 metra. Wszystko widać jak na dłoni, oczywiście po za rybami. Ustalamy, że ja i Artur łowimy na „czarnej drodze”, a tato w okolicach byłej stodoły. Spotkamy się ok. 12,30 gdzieś koło Nowielic przy moście. Zaczęliśmy jeszcze przy asfalcie, a samo łowienie przypominało pstrągowe podchody. Woblery, obrotówki, gumy i nic. Spotkani wędkarze także nic nie widzieli i nie słyszeli. Jednak to co się stało o 10’20 było czymś w rodzaju mistrzostwa świata. Łowiłem już przy żużlówce i schodząc stromą ścieżką do następnego miejsca stanąłem na samym brzegu rzeki. Spojrzałem co i jak, a tu coś odbija od brzegu i staje 5 metrów przede mną. Troć!!! Chociaż przez chwilę przeszło mi przez myśl, że to może szczupak lub inna ryba. Stała nieruchomo. Krzyknąłem do Artura, że namierzyłem jedną, „to łap ją” - odpowiedział. Posłałem obrotówkę powyżej niej i sprowadzałem po skosie na nią. Od razu się nią zainteresowała. Wypłynęła jej na spotkanie i zawróciła na miejsce, ale gdy przynęta ją minęła rzuciła się za nią w pogoń i metr od brzegu chwyciła. Ja wykorzystując jej rozpęd i siłę sprzętu od razu po zacięciu wyciągłem ją na brzeg. Cieszyłem się chyba z pięć minut. Trotka chociaż niewielka, ale ile radości. Piękny brązowo-czarny samiec miał 55 cm. Później łowiło mi się już na zupełnym luzie. Gdy spotkaliśmy się z tatą jego zdziwieniu nie było końca „ty to masz farta”. Po skończeniu odcinka, zjedzeniu kiełbasek z ogniska i krótkiej drzemce na trawie pojechaliśmy znaleźć jakiś nocleg. Kolejne łowy zaplanowaliśmy na odcinku między drugą, a trzecią pompą. Łowienie utrudniał nam dość spory wiatr więc po obłowieniu kilku miejscówek postanowiliśmy wrócić na „czarną drogę” i powtórzyć kilka miejscówek. Do ciemnej nocy już nic się nie działo, nawet spławów nie było. W stadninie koni w Nowielicach gdzie mieliśmy nocleg spotykamy znajomych wędkarzy ze styczniowej wyprawy i tak rozmowy o rybkach przeciągają się do późnych godzin nocnych.
Farciarz
Drugi dzień zaczynamy od odcinka „stodoła” – pierwsza pompa. Ludzi nawet sporo, bo to i zawody, i ostatnia niedziela września. Sporo ciekawych miejsc obławiamy bardzo dokładnie czasem czekając na zwolnienie ich przez innego wędkarza. Słońce wzeszło już wysoko na bezchmurnym niebie, a nad wodą nic do tej pory się nie wydarzyło. Postanawiamy, że połowimy jeszcze na „czarnej drodze” i szybciej urwiemy się do domu bo przy tej czystości wody i słońcu nic już się nie stanie. A jednak tato przeżył jeszcze spory dreszczyk emocji. Na odcinku 20 metrów wypłoszył przypadkiem trzy ładne trocie, jednak one zachowywały się nerwowo i szybko gdzieś zniknęły w przybrzeżnych krzakach. Później spotkaliśmy kolejnych znajomych, rozpaliliśmy ognisko i czas było się zbierać do domu. Teraz tylko czekać 1 stycznia 2004.
Rega na przedmieściach Trzebiatowa. W głębi na zakręcie domek do samej wody.
<< Powrót |
P.Szymanik@poczta.fm lub tel. 605-469-801 lub SMS |
© Szymanik 2000 - 2003 |